plbgcsdanlenetfrdehuitkklvltnororuskessvuk

listopad 2012

Witoszewo (dawniej Kunzendorf)

Przed przybyciem Krzyżaków  tereny obecnego Witoszewa należały do pomezańskiego szczepu pruskiego Geriów, których terytorium obejmowało obecny obszar od  wsi Karpowo do Jerzwałdu z centralnie położonym Zalewem. Na  odcinku od Jeziora Witoszewskiego do Jeziora Gemben widnieją  w lesie staropruskie wały obronne,  w ich pobliżu znaleziono przed wojną lance, szable i podkowy.  Podobne, równie dobrze zachowane wały istnieją też  w okolicy Jerzwałdu: między jeziorem Zdryńskim i Karpiarnią.

Czytaj dalej...

Odsłonięcie Pomnika w Zalewie (2009)

Dnia 25 września 2009r. w Parku Miejskim w Zalewie uroczyście przez Burmistrz Zalewa Irenę Piechotę i prezes TMZZ Krystynę Kacprzak został odsłonięty pomnik poświęcony żołnierzom napoleońskim zmarłym i pochowanym w Zalewie w 1807r. W 2009 roku Towarzystwo Miłośników Ziemi Zalewskiej wzięło udział w konkursie pod nazwą Kultura Bliska 2009 - Fundacji Wspomagania Wsi i wygrało dofinansowanie do swojego projektu pt „Nieznane ślady historii – groby żołnierzy napoleońskich w Zalewie”. Partnerami projektu był Urząd Miejski w Zalewie, ZGK, M-GCK. Przy ich pomocy oraz także dzięki pomocy i wsparciu darczyńców: firmy Murkam z Kaszub, Pianoforte z Jerzwałdu, Dam-Rob S.A., Zakładu Stolarskiego Mirosława Małetki, Węglobud oraz dużej grupy przyjaciół i sprzymierzeńców: Joanny Uścińskiej, Jarosława Nowaka, Krzysztofa Ziemca, Grzegorza Głozaka, Marcina Felczaka, Andrzeja Pawłowskiego, Ryszarda Piechoty, Krzysztofa Gawrysia, Zbigniewa Prokopa – Park Miejski w Zalewie otrzymał nowy wygląd. Ma alejkę, dwie ławeczki, dosadzone rośliny i kwiaty, stare drzewa oznaczone tabliczkami z opisem. A w centrum parku, widoczny od ul. 22 Stycznia, góruje granitowy pomnik z napisem w jęz. polskim i francuskim:
TU NA DAWNYM MIEJSKIM CMENTARZU SZPITALNYM
ISTNIEJĄCYM OD XV W. DO 1840R.
SPOCZYWAJĄ SZCZĄTKI ŻOŁNIERZY
NAPOLEOŃSKIEJ WIELKIEJ ARMII
ZMARŁYCH W ZALEWIE PODCZAS KAMPANII 1807R.
Sobotnia uroczystość była żywą lekcją historii, szkoda, że tak mało było wśród widzów naszej młodzieży. Była krótka prelekcja historyczna, bardzo udany występ grupy teatralnej z zalewskiego M-GCK, barwne (i huczne!) pokazy musztry i strzelania w site wykonaniu grupy rekonstrukcyjnej Pułku 12 Piechoty Xięstwa Warszawskiego, opowieść potomka napoleońskiego dowódcy, oraz, a jakże by inaczej, degustacja pysznych napoleonek.

Czytaj dalej...

Terytorium parafii

W skład Rzymskokatolickiej Parafii help site św. Piotra i Pawła w Dobrzykach wchodzą następujące miejscowości:

Dobrzyki

Jerzwałd

Jeziorno

Koziny

Matyty

Rąbity

Rucewo

Rudnia

Siemiany

Zatyki

Mienie parafii stanowią: plebania, kościół parafialny św. Piotra i Pawła w Dobrzykach z domem parafialnym im. Jana Pawła II, oraz kaplica św. Maksymiliana Marii KOLBE w Siemianach.

Własnością parafii jest także cmentarz w Siemianach, którym parafia administruje. Na terenie parafii formalnie zameldowanych jest około 1400 osób

- w rzeczywistości jest ich znacznie mniej, jednak brak w tej dziedzinie miarodajnych badań.

Parafia należy do Dekanatu Miłomłyn, który leży na terenie Diecezji Elbląskiej i Archidiecezji Warmińskiej - od 25 marca 1992 roku; kiedy to papież Jan Paweł II bullą: "Totus tuus Poloniae populus" ustanowił nowy podział administracyjny kościoła w Polsce.

Czytaj dalej...

Renowacja XV-to wiecznego krucyfiksu

Renowacji dokonano dzięki środkom i zaangażowaniu WUOZ w Olsztynie

a zwłaszcza Pani Barbarze ZALEWSKIEJ - Konserwator Wojewódzkiej. Szczególne podziękowania należą się Pani Marii GAWRYLUK - szefowej Delegatury Elbląskiej WUOZ w Olsztynie,

która była pomysłodawcą i "dobrym duchem" całego przedsięwzięcia od samej idei aż do szczęśliwego końca.

Obu Paniom składam serdeczne podziękowania, za zaangażowanie i wszystko co uczyniły dla naszej Wspólnoty Parafialnej

Czytaj dalej...

Kamieniec – mazurska stolica Europy w 1807r. (część 1)

Dzieje pałacu w Kamieńcu Suskim, leżącego przy trakcie Susz-Dzierzgoń, kilkanaście kilometrów od Zalewa, zbudowanego w pierwszej połowie XVIII wieku związane są nierozerwalnie z legendą napoleońską. Jest to obiekt, który zrządzeniem losów, wpisał się do naszej historii, chociaż w pamięci ludzkiej kojarzy się raczej z pewnym romantycznym wydarzeniem.
A wszystko zaczęło się pierwszego kwietnia 1807 roku. W tym to bowiem dniu, wraz z przyjazdem Napoleona do Kamieńca, miejsce to stało się centrum politycznym i ośrodkiem dyspozycyjnym władzy dla połowy ówczesnej Europy. W rezydencji junkra pruskiego, hrabiego Dohna, cesarz znalazł wygody, których pozbawione było pokrzyżackie zamczysko w Ostródzie, gdzie poprzednio zamieszkiwał. W pałacu w Finckenstein, bo tak nazywała się wtedy wieś i pod taką nazwą miejscowość ta przeszła do annałów historii, rozlokowała się kwatera główna, mieściły się także, przeniesione z Paryża, niektóre ministerstwa. Osoby "boga wojny" chroniła kwaterująca we wsi gwardia cesarska, w najbliższej zaś okolicy rozlokowane zostały na leżach poszczególne korpusy wojsk francuskich, które przy nieczynności armii rosyjskiej, wypoczywały sobie spokojnie.kam1W pałacu było rojno i gwarno, rozmowy rozbrzmiewały we wszystkich językach państw ujarzmionych przez Napoleona. W sali balowej podejmowano egzotyczne poselstwa, zaś wieczorami oglądano spektakle teatrów paryskich. Wiosną 1807 roku wytyczano tu przebieg granic francuskiej Europy, spierano się o stanowiska w nie istniejących jeszcze państwach, zawierano koniunkturalne sojusze i organizowano przebiegłe intrygi, zabiegano o protekcje i oczerniano się wzajemnie. Wiosenna pogoda zahamowała działania wojenne. Obie strony sposobiły się do letniej kampanii, która miała rozstrzygnąć losy tej wojny, zwanej "pierwszą wojną polską".
Burzliwy romans
Niezbyt zajęty cesarz, dla uprzyjemnienia sobie pobytu w Kamieńcu, sprowadził, gdzieś na przełomie kwietnia i maja, z zachowaniem jak największej dyskrecji, poznaną z początkiem tego roku w Warszawie, Marię Walewską. Tu właśnie, w odosobnieniu, burzliwy romans nabrał cech małżeńskiego związku. Kochankowie zajmowali trzy pokoje w północnym skrzydle gmachu z oknami wychodzącymi na piękny park w stylu francuskim. Sypialnia oraz przylegający do niej alkierz w którym mieszkała cesarska faworyta, zostały ściśle odizolowane od reszty pałacu."Przez cały- wspomina kamerdyner Constant - okazywała imperatorowi najwyższe i bezinteresowne przywiązanie. Napoleon zdawał się ze swej strony rozumieć tę anielską kobietę; usposobienie jej, pełne dobroci i abnegacji, zostawili mi wspomnienie niezatarte. Jadali zwykle oboje z cesarzem, a zatem byłem świadkiem zawsze miłej rozmowy, żywej i podnieconej ze strony cesarza, a czułej i melancholijnej ze strony pani W. /... /. W nieobecności Napoleona pani W. Spędzała czas samotnie, czytając, albo tez przez okno zza firanek przypatrywała się paradzie wojskowej i ćwiczeniom wykonywanym pod komendą cesarza. Takim jak usposobienie było i życie jej, jednostajne i zawsze jednakie..."
Z pobytem w Kamieńcu młodziutkiej szambelanowej wiąże się kilka epizodów, często przytaczanych przez jej biografów. Przybyłe do kwatery, pod koniec kwietnia, poselstwo perskie, podarowało cesarzowi w prezencie dla jego małżonki - Józefiny przepiękne i drogocenne szale. Najpiękniejsze z nich Napoleon usiłował wmusić Walewskiej. Nie zgodziła się ich przyjąć. "Nie chciała szali ani diamentów - chciała tylko Polski"- komentowano później te wydarzenie.Jak już wspomniano pobyt Marii u boku boga wojny utrzymywany był jak w największej tajemnicy. Któregoś ranka, minister wojny marszałek Berthier, mający wstęp do cesarza o każdej porze dnia i nocy, zaskoczył parę kochanków podczas wspólnego śniadania. Walewska zdążyła jeszcze umknąć do sąsiadującego pokoju, lecz kompromitujący dowód w postaci zastawy śniadaniowej pozostał. Marszałek zauważył oczywiście na tacy dwie filiżanki i pozwolił sobie na znaczący uśmiech. Został za to jednak ostro zgromiony przez Napoleona i przeszedł od razu do sprawy, która go tu sprowadziła. Po tym zdarzeniu, Berthier ostrożniej już korzystał z przysługującego mu prawa odwiedzania cesarza bez uprzedzenia.kam2
Opuszczając po trzech tygodniach pobytu pałac, Walewska wycięła sobie z zasłony łoża skrawek purpurowego jedwabiu, na pamiątkę nocy spędzonych w sypialni cesarza. Legenda o tym, podtrzymywana przez właścicieli Kamieńca, opowiedziana została prawnukowi Walewskiej, hrabiemu Ornamo, który w okresie międzywojennym zwiedzał pałac. Według udostępnionych przez rodzinę Ornamo fragmentów pamiętników naszej słynnej rodaczki, wyjeżdżała ona Kamieńca rozczarowana i rozżalona, że cesarz nie przywrócił dotąd niepodległości Polce. Oświadczyła Napoleonowi, że wycofa się na głęboką wieś, żeby tam oczekiwać w żałobie i w modlitwie obietnic, których nie spełnił. Groźby swej nie wykonała, zaś na pamiątkę wspólnie spędzonych chwil ofiarowała kochankowi pierścień z wyrytym napisem: "Jeżeli przestaniesz mnie kochać, to nie zapomnij, że ja cię kocham".
Nie ma zgodności, wśród biografów "polskiej małżonki Napoleona", jakie przyczyny skłoniły ją do przyjazdu do kwatery cesarza Francuzów. Według relacji osób z bliskiego otoczenia kochanków, wezwał ja do siebie stęskniony Napoleon specjalnym listem z "błagalną prośbą". A może miała to być misja polityczna z namowy generała Zajączka i brata, który ja tam zawiózł, a potem dopiero po namowach Napoleona zgodziła się pozostać w głównej kwaterze na dłużej ? A może o wszystkim zadecydowała tak po prostu, drzemiące w tej młodziutkiej kobiecie uczucie?.... c.d.n

 

autor: Kazimierz Skrodzki

Czytaj dalej...

Kamieniec – mazurska stolica Europy w 1807r. (część 2)

 


Intryga przeciwko Poniatowskiemu
O ile krótkotrwały epizod, związał Walewską w sposób tak romantyczny z Kamieńcem, o tyle osoba jej brata, pułkownika Benedykta Łączyńskiego kojarzy się raczej z dwuznaczną i nieprzyjemną intrygą, rozegraną w tym pałacu, w której odegrał on jedną z głównych ról. W otoczeniu cesarza przebywało liczne grono Polaków. Obecność ta była w Kamieńcu o tyle konieczna, że decydowały się tu sprawy wojskowe i ustrojowe odradzającej się Polski. Stale więc byli obecni, między innymi, Józef Wybicki, Aleksander Sapieha i Wincenty Krasiński. W środowisku tym, a w szczególności wśród dawnych legionistów powstał przebiegły spisek, którego celem było pozbawienie księcia Poniatowskiego posady dyrektora wojny. Stanowisko dowódcy wojska polskiego planowano powierzyć owianemu legendą legionową generałowi Henrykowi Dąbrowskiemu. Intryganci za wszelka cenę starali się skompromitować osobę księcia w oczach Napoleona. W tym celu, kilkakrotnie dla agitacji przeciwko księciu, przyjeżdżał z Nidzicy generał Józef Zajączek, żywiołowo go nienawidzący, od czasu insurekcji kościuszkowskiej, a obecnie sabotujący jego zarządzenia. Około 2 maja zawezwany został do Kamieńca generał Dąbrowski. Przyjął go na audiencji Napoleon i polecił mu zatrzymać się tu na parę dni w oczekiwaniu na przebieg wypadków. Pod koniec pierwszego tygodnia maja los Poniatowskiego zdawał się być już przypieczętowanym o czym świadczył też dość osobliwy i nietaktowny list adiutanta marszałka Murat, Łączyńskiego wysłany do księcia, w którym ponaglał go do przyjazdu do Kamieńca aby poprosić cesarza o dymisję z dyrektorstwa i przejście do służby w polu. Dopiero jednak Murat, po wymianie korespondencji z Poniatowskim, uświadamia cesarzowi, że cała sprawa jest z góry ukartowana intrygą. Te, a także nieporównana zręczność ministra spraw zagranicznych Francji Talleyranda, który tymczasem zjawił się w kwaterze cesarskiej, sprawiło, że Napoleon w sama porę powstrzymał się od popełnienia fałszywego kroku jak i dużej niesprawiedliwości. Z knowań zawistnych generałów, książę wyszedł wzmocniony a intryganci skompromitowani.
Próba zamachu na Napoleona
Również i los samego cesarza był mniej więcej w tym samym czasie zagrożony, gdy pewnego ranka w lasach nad Jez. Jeziorak, graniczących od wschodu z majątkiem, pojawiła się grupa pięćdziesięciu husarów pruskich. Przez zaufanego chłopa - przewodnika Prusacy doprowadzeni zostali w pobliże Jeziora Gaudy obok, którego leży wieś Kamieniec. Mieszkający w okolicy leśniczy do którego zamachowcy zwrócili się o radę, w jaki sposób dokonać wypadu do kwatery cesarskiej, przekonał ich jednak o niemożliwości porwania Bonapartego ze względu na silną i czujną obstawę pałacu. Była to jedna z licznych i nieudanych prób zamachu na Korsykanina.
Przygotowania do zwycięstwa fryndlandzkiego
Główna kwatera napoleońska mieściła się w pałacu kamienieckim do 6 czerwca. Czym bliżej tej daty, cesarz i całe jego otoczenie, było coraz bardziej zajęte przygotowaniami do mającego wkrótce nastąpić rozstrzygnięcia losów wojny 1807 roku. Napoleon zatopiony był w etatach wojskowych pułkowych i planach sytuacyjnych, przygotowywał kampanie letnią i Frydland. Co pewien też czas odwiedzał swoje dywizje rozlokowane w okolicznych miastach. Był jeźdźcem nie lada skoro przy zmiennej wiosennej aurze przedsięwziął między innymi jednodniową konną wycieczkę do Gdańska i z powrotem (100 km w jedną stronę). Pobyt Napoleona w Kamieńcu zaowocował w czerwcu wspaniałym zwycięstwem pod Frydlandem, w wyniku którego Prusacy i Rosjanie, zmuszeni zostali do zawarcia pokoju w Tylży. Postanowienia tego pokoju wskrzesiły między innymi państwo polskie pod nazwą Księstwa Warszawskiego. Wspólne natomiast chwile kochanków, zaowocowały trzy lata później urodzinami cesarskiego syna. Przyszłość pokazała, ze wiosną roku 1807 gwiazda Bonapartego osiągnęła swój zenit.
Dalsze losy pałacu
Właściciel posiadłości, po upuszczeniu Prus przez Francuzów, zastał pałac nietkniętym. Wojna 1807 roku była łaskawa dla tej siedziby junkierskiej.
Pałac w Kamieńcu przed zniszczeniem
Pałac w Kamieńcu przed zniszczeniem
Przez następne półtora wieku włości kamienieckie znajdowały się nadal w rękach tej samej rodziny hrabiowskiej - Dohna. Podobnie jak cała wschodniopruska kasta junkierska, stale popierali te siły w Niemczech, które gwarantowały zachowanie i mnożenie ich bogactwa. Nic wiec dziwnego, że narodowo - socjalistyczna rzeczywistość spod znaku swastyki szybko zawitała do ich siedziby. Latem 1934 roku, Hitler nie przyjęty przez umierającego w pobliskim Ogrodzieńcu (Neudeck) Hindenburga, w poszukiwaniu kwatery, gdzie mógłby zaczekać do jego śmierci, by potem przejąć i ogłosić "sowją" wersję politycznego testamentu prezydenta, odwiedza ze świtą Kamieniec. "Sypialnia - mowa tu o pokoju napoleońskim - pozostała nie zmieniona. Propozycję przenocowania w tym pokoju Hitler stanowczo odrzucił" - wspominał po latach szef prasowy NSDAP, Hanfstangl. Legenda Marysi i Napoleona nie była na szczęście sprofanowana pobytem zbrodniarza wszechczasów. Została natomiast przeniesiona na ekran w Hollywood przez wytwórnię Metro Goldwyn Mayer.Scenariusz osnuto na podstawie wydanej na początku XIX wieku powieści Wacława Gąsiorowskiego "Pani Walewska" (autor, błędnie umieścił akcje mazurskiego epizodu romansu Napoleona i Walewskiej w Ostródzie). Filmowcy amerykańscy, kręcący film 30 lat po ukazaniu się książki Gąsiorowskiego, dla nakręcenia ujęć architektonicznych pałacu w którym w rzeczywistości przez trzy tygodnie kwitł bujnie polsko - francuski romans, zawitali w 1934 roku do Kamieńca. Trzy lata później, film z Gretą Garbo w roli Walewskiej wszedł na ekrany kin pod tytułem The Conquest - "Podbój". Również i w Polsce, powstała filmowa adaptacja powieści Gąsiorowskiego w reżyserii Leonarda Buczkowskiego. Niestety, ekipa filmowa nie miała już możliwości wykonania ujęć kadrowych pałacu w Kamieńcu. Z zawieruchy II wojny światowej pozostały po pałacu tylko mury i wspaniały fronton świadczący o dawnej przeszłości. Zachowały się natomiast z pałacowego kompleksu barokowe oficyny, stajnie, spichrz, kuźnia, pawilon ogrodowy zwany "Herbaciarnią" oraz park, którym nadano status zabytku. Zachowane fragmenty, umożliwiają pełna odbudowę pałacu, który był jedną z najbardziej okazałych rezydencji na Powiślu, Warmii i Mazurach. Istnieją także dokumenty rewaloryzacji zespołu zieleni otaczającej park. Jako zabytek wysokiej klasy artystycznej mógłby z cała pewnością zostać włączony w nurt współczesnego życia. Tym bardziej, że w pobliżu, nad Jeziorem Jeziorak, rozwija się wielki kompleks rekreacyjny.
Warto w naszych wędrówkach zatrzymać się na chwilę w Kamieńcu, by jak Marian Brandys, autor interesującej książki "Kłopoty z Panią Walewską" poddać się magii otaczającej historyczne mury i pomyśleć o młodej kobiecie, która pewnej kwietniowej nocy 1807 roku przyjechała tutaj do kwatery głównej Napoleona. Należy wtedy zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że przed niespełna dwoma wiekami, wypalone i puste obecnie wnętrza tych murów mieściły wspaniałe komnaty po których chadzał dumny cesarz i jego marszałkowie, brzmiały tu odgłosy komend wydawanych do dziesiątków tysięcy francuskich i polskich żołnierzy. Może ci, którzy pozostaną tu jeszcze po zapadnięciu zmroku, usłyszą dalekie w czasie odgłosy biwakujących gwardzistów napoleońskich a wśród tych głosów cichy szept kochanków: " I' aime" - kocham.

Przygotował: Kazimierz Skrodzki

Czytaj dalej...

Wielka wojna 1410r.

 

Wiadomość o klęsce grunwaldzkiej (15 VII 1410r.) szybko dotarła do mieszkańców Ziemi Zalewskiej oraz osłabionych załóg krzyżackich na zamkach w Przezmarku i Dzierzgoniu. Po stronie Zakonu walczyli pod Grunwaldem również mieszkańcy komturii dzierzgońskiej, a sporo z nich poległo w bitwie. Sukces wojsk Jagiełły spowodował wielki wstrząs dla poddanych państwa krzyżackiego. Ale nie oznaczało to jeszcze całkowitej przegranej Zakonu. W czasie bitwy prawdopodobnie komtur świecki Henryk v. Plauen ze wzz1wszystkimi lub z większością swych dość znacznych sił, przebywał gdzieś pomiędzy Sztumem a Morągiem, zapewne na Ziemi Zalewskiej. Siły te złożone z oddziałów z Pomorza Gdańskiego, miały stanowić rezerwę obronną Malborka od strony południowo-wschodniej. Oparciem ich mógł być zamek przezmarcki, leżący niemal w połowie drogi między Malborkiem a Morągiem oraz Malborkiem i Grunwaldem. Tym właśnie można było wytłumaczyć przybycie już w piątek 18 lipca do Malborka oddziałów v. Plauena. Zapewne 16 lipca stały one jakieś 40-60km od Malborka na prawym brzegu Wisły i poczęły się cofać natychmiast po stwierdzeniu klęski armii Zakonu. Właśnie 15/16 lipca Jagiełło obawiał się jakichś oddziałów krzyżackich, o których zapewne miał wiadomości, że kazał czuwać.

 

Wojska polsko-litewskie opuściły tereny pobojowiska grunwaldzkiego 17 lipca maszerując w stronę stolicy państwa zakonnego Malborka oddalonego w linii prostej o 93km. Jednak dowództwo polsko-litewskie straciło inicjatywę. Królewska armia, która podczas marszu pod Grunwald potrafiła pokonać kilkadziesiąt kilometrów dziennie, pod mury Malborka zmierzała bardzo powoli. Nadmierna przezorność zaczyna być czynnikiem rozstrzygającym. Ta przezorność sprawia, że Jagielle odradzono rzucenie części jazdy pod Malbork jeszcze 16 lipca i że armia polsko-litewska szła po bitwie na Malbork nie drogą bliższą przez Ostródę-Zalewo-Dzierzgoń (około 97km), ale znacznie dalszą, gdyż przez Olsztynek-Morąg-Dzierzgoń (127km w linii prostej). Przedłużało to drogę o 30km, czyli co najmniej o 1 dzień marszu. Decyzja ta mogła być spowodowana przesadnym trzymaniem się przez dowództwo polskiego planu przyjętego jeszcze przed bitwą, zakładającego obejścia źródeł Drwęcy. Może też celowo zboczono w kierunku posiadłości biskupa warmińskiego, aby zachęcić go do szybszego złożenia królowi polskiemu hołdu.

Armia Jagiełły wkracza na Ziemię Zalewską

W pierwszym dniu marszu, to jest 17 lipca armia polsko-litewska zajęła bez trudu Olsztynek. W piątek 18 lipca armia królewska maszerowała w kierunku Morąga. Szlachcic pruski Mikołaj z Durąga na własną rękę udał się do Ostródy i jak pisze Długosz: „ubiegł zamek tamtejszy, wygnał braci, zabrał im wszystko i trzymał... zamek i miasto dla króla polskiego”. Nocleg armii królewskiej wypadł prawdopodobnie tego dnia na wschód od jez. Szeląg, milę przed Morągiem. Następnego dnia wojska polsko-litewskie przybyły do „zamku i miasteczka Morąga, które lubo... wielce było warowne, wszelako bez zwłoki poddało się królowi”. Jagiełło powierzył zamek wraz z miastem Jędrzejowi z Brochocic.Oddziały polsko-litewskie szły nie jedną długą kolumną lecz szerokim wachlarzem, toteż zajmowały i dalej położone miejscowości. Armia ta musiała iść wszystkimi możliwymi drogami a zapewne również gdzie się dało, polami i łąkami na przełaj. Nie mogła posuwać się ona jedną drogą, ponieważ takie ustawienie wraz z taborami spowodowałoby utworzenie kolumny długości około 100km. Tego dnia opanowano również Nidzicę, Lubawę, Nowe Miasto i Bratian.
W niedzielę 20 lipca część wojsk podążyło spod Morąga drogą na Pasłęk, przez Chojnik w kierunku wsi Sambród. Z drogi pod wsią Sambród wezwał król miasto Elbląg, żeby się poddało i złożyło przysięgę wierności. Pozostały siły pociągnęły na zachód w kierunku Zalewa. Tego dnia król stanął na nocleg „powyżej wsi i jeziora Czołpie w pobliżu zamku Preussmarkt” (chodzi tu o wieś Czulpę – niem. Zölp, położoną półtora km, na wschód od przesmyku między jeziorami Sambród i Ruda Woda, koło Małdyty). Wynikało by z tego, że orszak królewski odłączył się od sił omijających z północy jez. Sambród i skierował się wzdłuż wschodniego brzegu tego jeziora, na południe w kierunku osady młyńskiej Czulpa, położonej na skrzyżowaniu dróg Pasłęk-Ostróda i Morąg-Zalewo-Dierzgoń (5km w linii prostej). Należy zaznaczyć, że położenie wsi i jez. Czołpie (chodziło zapewne o jezioro w pobliżu którego leżał młyn, gdyż zbiornika wodnego o takiej nazwie w okolicy nie ma) podane przez Długosza „w pobliżu zamku Preussmarkt” nie musiało być równoznaczne z geograficzną bliskością obu tych miejscowości, aczkolwiek odległość w linii prostej pomiędzy tymi dwoma punktami wynosi 17km. Otóż dzieło Długosza powstało kilkadziesiąt lat po opisywanych wydarzeniach. Najwłaściwsze było więc dla autora skojarzenie miejsca noclegu króla z ważnym wówczas ośrodkiem administracji krzyżackiej, z którym związana będzie dość tajemnicza historia objęcia pełnego skarbów zamku Przezmark (takie było wówczas mniemanie) przez starostę Mroczka.
Marsz na Malbork przez Sambród, wśród łąk i pół umożliwiał przemieszczenie większej ilości wojsk niż bezpośrednią drogą, częściowo śródleśną, z Morąga do Czulpy (tu znajdowało się wąskie gardło między jeziorami Sambród i Ruda Woda). Również większe możliwości przemarszu dużej liczby ludzi z taborami dalej w kierunku zachodnim, możliwe było z Sambrodu niż Czulpy. Jak już wspomniano, armia polsko-litewska maszerowała wszystkimi możliwymi drogami, część wojsk podążała więc w kierunku Dzierzgonia omijając jez. Sambród od północy a część od południa przez wąskie przejście w zabagnionym przesmyku pomiędzy jeziorami. O ile Jagiełło rozbił obóz pomiędzy jez. Sambród i Ruda Woda, musiał podążać dalej w kierunku Dzierzgonia przez Zalewo. Należy też uwzględnić fakt, że w owych czasach gościniec Morąg-Zalewo-Dzierzgoń był ważnym szlakiem komunikacyjnym w państwie zakonnym. Orszak królewski mógł wybrać tę drogę, najwygodniejszą i gwarantującą najszybszą możliwość przemieszczenia się dowództwa. Innej, bezpośredniej drogi z Morąga do Dzierzgonia, w ówczesnych czasach nie było. Dlatego też wielce prawdopodobne jest że, jeszcze przed nadejściem orszaku królewskiego, przemieściły się tędy, wysłane przez Jagiełło w charakterze straży przedniej, oddziały lekkozbrojne, w tym Tatarzy, które jako pierwsze dotarły do Malborka. W poniedziałek 21 lipca tereny Ziemi Zalewskiej znalazły się już bezpośrednio w zasięgu działań wojennych.
W trakcie lipcowego przemarszu armii polsko-litewskiej przez Ziemię Zalewską nie doszło do znaczniejszych spustoszeń czy szkód. Zalewo zastało oszczędzone, nie ma też dowodów na zniszczenia okolicznych wsi. Natomiast co było rzeczą naturalną w owym czasie, rabowano co tylko można było zabrać ze sobą. Po pierwsze jako łupy wojenne, a po drugie w celu zaopatrzenia ludzi i koni.
Mroczek z Łopuchowa starostą na Przezmarku
Opanowanie i powierzenie zamku Przezmark Mroczkowi z Łopuchowa tak opisuje Długosz: „...przybyło do króla [„powyżej wsi i jeziora Czołpie, w pobliżu zamku Preussmarkt”] wielu krzyżaków zostawionych do obrony rzeczonego zamku Prussmorga, którzy z pokorą oddawszy cześć królowi, poddali zamek jego władzy. Król puścił go zaraz w dzierżawę Mroczkowi z Łopuchowa, rycerzowi wielkopolskiemu, herbu Łaski. Ale ponieważ wieść niosła, że w tym zamku przechowywano wielkie skarby i klejnoty, król dla wprowadzenia Mroczka do zamku i spisania wszystkich w nim znajdujących się bogactw posłał wraz do Prusmorga Jana Sochę pisarza swego, herbu Nałęcz. Ten gdy po wprowadzeniu rzeczonego Mroczka i spisaniu rzeczy powracał, w drodze, czy to od swoich czy od nieprzyjaciół, z całą drużyną zamordowany został. Padały wielkie podejrzenia na pomienionego rycerza Mroczka, że on to morderstwo nastroił, ażeby król ze spisów Sochy nie dowiedział się, jakie w zamku Prusmorskim były skarby i dostatki. Kiedy potem król oblegał Marienburg [Malbork], bracia i krewni zabitego Jana Sochy wynieśli przeciw Mroczkowi skargę o zabójstwo; złożono sąd w tej sprawie, ale Mroczek przysięgą rycerską uwolnił się od zarzutu."
Stanisław Kuczyński, autor monografii tej wojny, tak podsumował postawę załogi zamku przezmarckiego: „W sercach braci krzyżackich musiał gościć istotnie ogromny lek, skoro nie próbowali nawet bronić zamku Przezmark i zawartych w nim bogactw”.Poddanie bez walki Przezmarka a następnego dnia i Dzierzgonia było niedobrym przykładem dla innych załóg, co zostało podkreślone później przez niemiecką historiografię.
Jakie zatem mogły znajdować się bogactwa na zamku, będącym siedzibą jednego z pięciu komornictw w komturstwie dzierzgońskim? Częściową odpowiedź na to pytanie może dać sprawozdanie z wizytacji zamku, które miało miejsce 30 marca 1410 roku, a więc niecałe trzy miesiące przed jego objęciem przez Mroczka. Mianowicie zanotowano wówczas w piwnicach zamkowych, między innymi 12 beczek krajowego wina, 3 beczki gdańskiego piwa, 10 ton elbląskiego piwa, 8 ton miodu, cynowe i srebrne naczynia stołowe, duży srebrny puchar, 2 małe srebrne puchary, 1 srebrną beczułką przypraw i 16 srebrnych misek. W kaplicy zamkowej natomiast zinwentaryzowano: księgę mszalną, też księgę mszalną podróżną, 2 ornaty, 2 kielichy, parę srebrnych flaszek, srebrną puszkę na hostie, 2 cynowe latarnie, 2 zasłony i 4 sukna na ołtarz. Nie były to więc jakieś ogromne skarby, których spodziewali się Polacy. Ale możliwe było też zmagazynowanie i zdeponowania w piwnicach zamkowych zapasów, bezpośrednio przed wybuchem wojny. Wszakże obie strony intensywnie przygotowywały się do tej kampanii, a zmagazynowanie odpowiedniej ilości prowiantu i narzędzi walki było koniecznością. Również z racji położenia warowni przezmarckiej, w ramach zabezpieczenia części kosztowności zakonnych na czas konfliktu, mogły tu być umieszczone klejnoty zakonne.
Napad i morderstwo Jana Sochy i jego drużyny mogło mieć miejsce w dniach 22-25 lipca. Inwentaryzacja majątku w zamczysku musiała odbyć się niezwłocznie po jego objęciu przez Mroczka. Nie mogła trwać dłużej niż dzień, co najwyżej dwa. Nie było na to czasu, a zapewne też i konieczności dłuższej pracy. Sytuacja wojenna obligowała do pośpiechu. Wielce prawdopodobne jest, że powyższy napad miał miejsce niedaleko Przezmarka. Powracający w szeregi orszaku królewskiego Socha, po wykonaniu zadania, skierował się zapewne na stary krzyżacki szlak kurierski z Przezmarka przez Dzierzgoń na Malbork, do którego podążały wojska polsko-litewskie (król opuścił Dzierzgoń 24 lipca). Ogólna sytuacja sprzyjała po temu, aby bez świadków pozbyć się wysłanników królewskich. Jednocześnie szybko, w ciągu paru nocnych godzin, można było powrócić konno z powrotem do zamku.

wzz2

 

 wzz3

 Najstarszy zachowany widok zamku w Przezmarku (według rysunku z lat 1626-1627 w Dzienniku A. Boot’a)

Podejrzenie Mroczka o podstępne zamordowanie Sochy mogło być uzasadnione biorąc pod uwagę jego późniejsze zachowanie. Jego osoba pojawia się na stronach kroniki Długosza pod rokiem 1412 i to nie w najlepszym kontekście. Król Jagiełło usunął wtedy przemocą z biskupstwa krakowskiego niespełna rozumu i podobno obłąkanego biskupa Piotra Wysza, złączonego właśnie z nim w pokrewieństwie. Jagiełło, za zezwoleniem papieskim przeniósł go na biskupstwo poznańskie a stamtąd biskup Wojciech Jastrzębiec przeszedł na miejsce Wysza. Mroczek nie mogąc strawić zniewagi krewnego, zaczął szukać sposobnej pory by zabić Jastrzębca. Okazja taka miała się zdarzyć w związku z wyznaczonym zjazdem w Gnieźnie, na jesień Przesłania Ducha Św. na który miał też przybyć nowo powołany biskup krakowski. Długosz, zanotował, że: „rzeczony Mroczek postanowił i zaklął się przysięgą, że z pięciuset zbrojnymi ludźmi napadnie go w gospodzie i zamorduje. Gdy jednak Wojciech Jastrzębiec na ten zjazd nie przybył, zbrodnia zamierzona nie przyszła do skutku”.

 

Przygotował: Kazimierz Skodzki

http://buytadalafilonline20mg.com/

 

Czytaj dalej...