Opowieść mojej Babci
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Dział: Dobrzyki
- Czytany 1412 razy
- Wydrukuj

Nazywam się Mateusz Bochno i mieszkam w Dobrzykach razem z moimi rodzicami i Babcią ( mamą mojego taty).
Moja Babcia ma 85 lat i mieszka tu już bardzo długo. Jednak ten dom nie jest jej domem rodzinnym.
Mój pradziadek, Józef Cyrson, pochodził z Kaszub, natomiast prababcia,
Marta Cyrson, z okolic Kwidzyna i tam też przyszła na świat moja babcia Małgorzata.
W te okolice przeprowadziła się razem ze swoją rodziną jako małe dziecko
(ok. 2 - 3 letnie - tego babcia dobrze nie pamięta).
Pradziadkowie kupili gospodarstwo przy lesie - dziś nic już z niego nie zostało.
Był to piękny biały dom i budynki gospodarskie. Wokół domu rósł biały bez, a przy łące posadzony był rząd świerków, a także drzewa owocowe (kilka grusz i jabłoni). W domu były 3 pokoje, przedpokój, kuchnia.
Przez pewien czas (kilka lat), pradziadkowie wynajmowali jeden pokój małżeństwu o nazwisku Szwedzcy,
którzy zarabiali na życie ostrzeniem noży i nożyczek (mieli do tego specjalną maszynkę). Szwedzcy jeździli po okolicy - czasami nie było ich nawet tydzień. Co się stało z nimi później, tego babcia nie wie. Ostatnio babcia opowiadała historię o pradziadku.
Zimą 1945 r. w styczniu miejscowa ludność uciekała przed wojskiem rosyjskim.
Zabierali swój dobytek i furmankami jechali do Dzierzgonia. Chcieli wsiąść do pociągu i wyjechać do Niemiec. Moi pradziadkowie również. Jechali przez Jerzwałd, Benzę, w Mortęgach przenocowali - na siedząco, okryci pierzynami. Z nimi mnóstwo innych rodzin. Ci, którzy wyruszyli dzień wcześniej (w niedzielę), wyjechali z Polski.
Moi pradziadkowie jednak całą niedzielę przygotowywali się do wyjazdu. Wyruszyli dopiero w poniedziałek.
Na pociąg niestety nie zdążyli. Takich jak oni było więcej, musieli wracać. W drodze powrotnej dowiedzieli się, że podobno Rosjanie wycofali się, więc mogą spokojnie wracać do swoich domów. Nie była to jednak prawda. Już w Mortęgach wojsko rosyjskie zabrało im konie. Gdzieś na pobliskiej drodze luzem chodziły dwa inne, więc zaprzęgli je i pojechali dalej.
Kiedy byli już bardzo blisko domu, bo w Dobrzykach na moście - zatrzymali ich pijani rosyjscy żołnierze wracający z płonącego Zalewa. Pradziadkowi kazali zejść, a reszcie (prababci i pięciorgu dzieciom) jechać dalej.
Zabrali im również część ich walizek.
Dlaczego zatrzymali tylko pradziadka, tego babcia, mimo iż miała 15 lat, nie pamięta, Nigdy już do nich nie wrócił. Co się z nim stało, okazało się dopiero po jakimś czasie.
Warunki były bardzo trudne - ogromne ilości śniegu, mróz, więc nikt pradziadka nie szukał.
Dopiero kiedy śnieg zaczął topnieć, odnaleziono go martwego w rowie przy drodze.
Pod głową miał złożony płaszcz.
Podobno Rosjanie zrzucili go z mostu na lód.
Pradziadek Józef Cyrson jest pochowany na cmentarzu w Dobrzykach przy kanale.
Wieczorem rodzina Cyrsonów dotarła do swojego domu
Zmęczeni, zziębnięci i przestraszeni położyli się spać.
Skryła się u nich również sąsiadka z matką i 6-letnim synkiem, która mieszkała w gospodarstwie niedaleko domu (dzisiaj) p. Cympla. Kiedy rano się obudzili, okazało się, że wszystkie budynki gospodarskie i zwierzęta (krowy, konie, kury, świnie) spłonęły. Po podwórku chodziły tylko 2 gęsi.
Jedna z młodszych sióstr babci podobno słyszała w nocy ludzi mówiących po rosyjsku. Przez firankęwidziała blask na podwórku,
To było ogromne szczęście, że zasnęła, bo kto wie, eo by było, gdyby okazało się, że tam jest cała rodzina.
Ocalał tylko budynek mieszkalny.
Wiosną (ok. marzec - maj) babcia z siostrą i wieloma innymi osobami z Dobrzyk trafiły do łagrów w Kwietniewie.
Było tam bardzo dużo ludzi. Wykonywali różne prace, m. in. polowe.
W czasie tych prac często śpiewały - wspomina babcia. Spali w długich budynkach robotniczych.
Na podłodze mieli rozrzuconą słomę, a na niej koce.
Nie traktowano ich tak bardzo źle, ale warunki, w jakich żyli, były okropne - tyfus, wszawica, świerzb.
W grudniu przed Bożym Narodzeniem babcia z koleżanką (młodsza siostra wróciła wcześniej - latem) piechotą wróciły do domów.
Z czasem Cyrsonowie przeprowadzili się do wsi.
Potem jeszcze raz zmienili miejsce zamieszkania.
Mateusz Bochno
(Dobrzyki)
Bibliografía:
- Powyższa praca została wyróżniona w konkursie pt. „Mój Dom" w 2010 r. w ramach projektu Towarzystwa Miłośników Ziemi Zalewskiej pt. „Ziemia Zalewska - nasza mała ojczyzna" Programu „Działaj Lokalnie" Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce we współpracy ze Stowarzyszeniem „Przystań" w Iławie
źródło:Zapiski Zalewskie Nr 27 2014