plbgcsdanlenetfrdehuitkklvltnororuskessvuk

Napoleon w Kamiencu

Napoleon w Kamiencu

Napoleon

Sprawozdanie z pobytu cesarza francuskiego Napoleona I w Kamieńcu w roku 1807*.

Spisano w Kamieńcu dnia 02.12.1841 r.

 

Biorąc pod uwagę złożoność i ważność wydarzeń w czasach, gdy cesarz Napoleon w roku 1807 rezydował w Kamieńcu oraz wziąwszy pod rozwagę, że  mieszkańcy Kamieńca mieli sposobność poznać osobę cesarza, pożądane stało się wierne i możliwie wolne od zniekształceń spisanie wszystkich okoliczności z tym związanych. Z tego powodu właściciel Kamieńca, Graf Fabian von Dohna (major królewski w stanie spoczynku), poprosił niżej podpisanego starostę powiatu suskiego o wyszukanie żyjących jeszcze naocznych świadków tych zdarzeń i możliwie dokładne ich przesłuchanie.

 

Spełniając polecenie przepytany wpierw został ogrodnik Baecker i jego małżonka, którzy w omawianym czasie nie tylko żyli w Kamieńcu, lecz mocą urzędu sprawowanego przez Baeckera zamieszkiwali w budynku obok pałacu i jak sami przyznali, pozostawali w wielorakich kontaktach z jego mieszkańcami.

Zgodna i wzajemnie uzupełniająca się relacja małżeństwa Baeckerów brzmi następująco.
Był dzień 1 kwiecień 1807 r., gdy  cesarz Napoleon przybył do Kamieńca, który już od 20 marca zajęty był przez gwardię cesarską. Chociaż przyjazd cesarza przygotowany był przez dużą ilość służby, nastąpił bez szczególnej uroczystości. Napoleon przybył do pałacu galopując na młodym, długoogoniastym  siwku. W małej odległości za nim podążali marszałkowie Berthier i Bessieres, koniuszy Caulaincourt, mameluk Rustan i mała grupa kawalerzystów. Cesarz ubrany był w granatowy surdut i nosił......(luka w zapisie). Napoleon zsiadł  z konia i wszedł do pałacu, gdzie przy wejściu stała kasztelanka, pani Baumgart. Cesarz zapytał ją łamaną mową niemiecką o komnatę z łożem,  w której nocował kiedyś Fryderyk Wielki (tłum. król Prus Fryderyk II Hohenzollern 1712-1786 zwany Wielkim).  Pani Baumgart wskazała cesarzowi tą komnatę i znajdujące się w niej łoże z baldachimem. Napoleon zajął tą komnatę dla siebie. Małżeństwu Baeckerów zwrócono uwagę, że zgodnie z posiadaną wiedzą Fryderyk Wielki nigdy nie przebywał w Kamieńcu, dlatego ich przekaz jest wynikiem jakiejś pomyłki. Małżonkowie zgodnie jednak oświadczyli, że słyszeli tylko o pobycie Fryderyka Wielkiego w Kamieńcu, ale o prawdziwości tego faktu nie potrafią nic więcej powiedzieć. Dodali też, że pani Baumgart miała podobne przekonanie jak oni i z całą pewnością została zapytana przez cesarza Napoleona w taki sposób,  jak to zrelacjonowali. Pani Baecker zapewniła stanowczo, ze kasztelanka Baumgart jeszcze tego samego popołudnia opowiedziała jej o całym zdarzeniu. W dalszej relacji małżonkowie Baeckers powiedzieli:
Cesarz Napoleon zamieszkał w komnacie, którą później nazywano jego imieniem. Była ona dobrze chroniona, gdyż wokoło znajdowało całe otoczenie cesarza. Wejścia do niej, od strony dwóch innych komnat,  zaopatrzone zostały w potężne rygle stalowe. Zostały one wykute przez miejscowych ślusarzy na zlecenie Francuzów jeszcze przed przybyciem cesarza.  W jednej z tych sal przebywali podczas dnia ordynansi i adiutanci, a nocą spał w niej mameluk Rustan, kładł się przy drzwiach. W drugiej komnacie złożone były plany i mapy cesarza. Jadalnia pałacu służyła cesarzowi jako pomieszczenie na audiencje. W sali bilardowej zakwaterowani byli ordynansi. Gabinet obok komnaty służył cesarzowi jako miejsce kąpieli i był zamykany szczególnie tęgim ryglem. Tak samo jak drzwi wyjściowe na małe schody, prowadzące w dół  do pokoju, w którym mieszkał książę Murat.  W pokoju zwanym hrabiowskim, który był zwykle zamknięty, spędzała większość czasu pewna polska dama. Sąsiadujący gabinet służył jej za łazienkę. Kobieta ta, która niekiedy wyjeżdżała na jeden albo dwa dni, przybywała i opuszczała pałac jedynie nocą (tłum. chodzi tu o Marię Walewską). O tym wszystkim dowiedzieliśmy się od cesarskiego kipera (piwniczy), który mówił łamaną niemczyzną i był dla nas bardzo miłyPowiedział nam kiedyś o winie ukrytym w piwnicy pałacu i kazał nam je zakopać. W ten sposób zostało ono uratowane. A gdy cesarz opuszczał Kamieniec, przyniósł nam wazę alabastrową. Nie potrafiliśmy jednak z jego mowy zrozumieć, czy był to podarek od cesarza.W przedpokoju do sypialni cesarza zakwaterowana była służba. Drzwi do tego pomieszczenia nie posiadały zasuwy. Inny pokój w skrzydle północnym zajmował kucharz nadworny, a na dole mieszkał koniuszy Caulaincourt. Marszałek Berthier zajmował pomieszczenie pod sypialnią cesarza, a pokój do niego przyległy zajmował książę Talleyrand. W skrzydle południowym zamieszkiwały delegacje obcych państw. Poselstwo perskie zajmowało pokoje z widokiem na dziedziniec, a poselstwo tureckie gościło w pokojach z widokiem na ogród.  Marszałek Bessieres rozgościł się razem z lekarzem cesarza, dr Leonhardi, w domu inspektora. Marszałekkancelarii pałacu.
Duroc zajmował osobny dom gościnny. Ekspedycja poczty cesarskiej znajdowała się

 

 

Cesarz spożywał posiłki w jadalni, zwykle w towarzystwie Murata i Caulaincourta. Inni posilali się  w sali na dole. Cesarz gustował szczególnie w owocach i warzywach wszelkiego rodzaju. Tamtego roku obrodziły śliwki w pałacowej cieplarni i cesarz delektował się nimi. Dworzanie cesarscy byli bez wyjątku uprzejmi i mili. Zatrudnione w pałacu pokojówki i praczki ze wsi otrzymywały pół talara dniówki. Służba cesarska już wcześniej miała polecenie wywiedzieć się, który pokój zajmował Fryderyk Wielki. Kasztelanka Baumgart wskazała im wtedy odpowiednią komnatę, którą stosownie przygotowano na przybycie cesarza. Cesarza zobaczyliśmy po raz pierwszy 2 kwietnia, jak spacerował z Muratem po parku pałacowym. Takie spacery cesarz odbywał później każdego dnia, ale tylko przy dobrej pogodzie. Park otaczały silne straże i nie pozwalały nikomu zbliżyć się do pałacu. Z naszego mieszkania prowadziły drzwi  do ogrodu i nigdy nie mieliśmy kłopotów z wejściem do parku. Wiele osób, głównie Polaków, przybywało do Kamieńca z prośbami do cesarza. Najczęściej nie otrzymywali audiencji i byli oddalani przez służbę pałacową. Udawało się to, gdy osoby te pojawiły się w ogrodzie w naszym towarzystwie. Gdy tylko cesarz dostrzegł kogoś obcego w parku, wysyłał natychmiast służbę, aby dowiedzieć się, kto to jest i w jakiej sprawie przybył. Wtedy cesarz albo wysłuchiwał gościa osobiście, albo przez kogoś ze świty był informowany o jego sprawie. Odpowiednio też podejmował decyzję. Jak zdołaliśmy się dowiedzieć,  cesarza prowadził bardzo regularny tryb życia. Przy złej pogodzie nie opuszczał pałacu. Gdy aura dopisywała, spacerował po ogrodzie i uprawiał konne przejażdżki po okolicy. Wtedy towarzyszyło mu parę osób ze świty i oddział kawalerzystów. Przewodnikiem był zawsze kamerdyner Schnigge, który galopował na czele całej grupy. Cesarza widziano najczęściej na koniu w galopie. Jeździł brawurowo po trudnym terenie, tak że pozostali ledwie za nim nadążali. Niemniej jednak kamerdyner Schnigge, który dosiadał małego, czarnego konia ze stajni pałacowej, zawsze poprzedzał cesarza.  Cesarz był niezwykle dobrym i wytrzymałym jeźdźcem. Wielokrotnie galopował rozstawionymi końmi do Dzierzgonia, Malborka, Elbląga. Każdą z tras pokonywał w obie strony w ciągu jednego dnia. Raz nawet przebył konno drogę do Gdańska, tam i z powrotem tego samego dnia. W powozie widzieliśmy cesarza tylko raz, w chwili gdy opuszczał Kamieniec (tłum. 6 czerwca 1807 r.). Każdego przedpołudnia o godzinie dwunastej w parku miała miejsce parada warty. Przy dobrej pogodzie uczestniczył w niej cesarz. Oprócz tego cesarz  dokonywał w parku musztry wojska, czynił to prawie codziennie o dziewiątej rano. Cesarz dla otoczenia był przyjacielski i łaskawy. Nie słyszeliśmy o jego srogości.  Rodzinom osób, które niewinnie zginęły w wyniku kłótni z żołnierzami francuskimi, na przykład wdowę po karczmarzu Kleefeld z miejscowości Górki, cesarz bogato obdarował. W Kamieńcu istniało podczas pobytu cesarza ciężkie więzienie dla mężczyzn. Oranżeria, stajnie, chlewnie i inne pomieszczenia należące do pałacu, były silnie strzeżone. Miejscowym zapłacono wynagrodzenie za prace wykonane w pałacu związane z przyjazdem cesarza. Obsługą cesarza i przeróbkami w jego pokojach zajmowali się ludzie cesarscy. Nikt z Kamieńca nie miał przystępu do cesarza,  ale dwór Napoleona obsługiwali ludzie miejscowi.

 

Zjawił sie przede mną młynarz Hildebrandt, który z cesarzem Napoleonem zetknął się w różnych okolicznościach. Oto, co opowiedział.W czasie gdy cesarz Napoleon był w Kamieńcu, przebywałem w domu mojego ojca, który był młynarzem młyna pałacowego. Często widziałem cesarza podczas przejażdżek konnych. Nigdy nie był on sam, zawsze towarzyszył mu kamerdyner Schnigge, który jechał konno przed cesarzem. Najbliżej cesarza znalazłem się podczas polowania na łabędzie. Cesarz zarządzał polowania na te ptaki na jeziorze Gaudy. Odbyły się one siedem albo osiem razy, aż do chwili, gdy łabędzie wypłoszone hukiem strzelb przeniosły sie na jezioro Pilmy (tłum. obecnie łąki na zachód od Kamienca). Podczas polowań byłem obok mojego ojca i innych wioślarzem na usługi cesarza i jego świty. Poruszaliśmy wiosłami wielkie czółno, w którym stał cesarz w towarzystwie marszałka Berthier, mameluka Rustana, młodego myśliwego i czterech gwardzistów straży. Myśliwy ładował na zmianę dwie strzelby, z których cesarz strzelał. Za każdym razem cesarz rozkazywał nam płynąć na środek jeziora i nie pozwalał zbliżać się do brzegu. Zdaje się, że z uwagi na własne bezpieczństwo.Cesarz był zapalonym myśliwym i nieprzerwanie oddawał strzały do łabędzi z podawanych mu na zmianę karabinów. Nie trafił jednak ani jednego ptaka, przy czym często niezadowolenie z tego powodu podkreślał bujnymi przekleństwami.

 

Książe Murat, który płynął zawsze w drugiej łodzi, raz tylko trafił jednego łabędzia. Często miałem okazje oglądać, jak cesarz przeglądał i musztrował oddziały wojskowe w ogrodzie pałacowym. Uwagę moją zwróciło to, że żołnierze podczas tych ćwiczeń strzelali w stronę jeziora. Nie było to bezpieczne dla mieszkańców tamtej strony jeziora. Dom, w którym mieszkałem z ojcem zbudowano z bali drewnianych, był on często uszkadzany przez kule karabinowe Francuzów. Podczas polowań na jeziorze cesarz wypytywał mojego ojca o młyn wodny i inne rzeczy. Później Napoleon polecił zjawić się mojemu ojcu w pałacu, przypuszczalnie w tym samym celu. Ojciec mój zignorował to wezwania, co nie miało dalszych następstw. Szczególnie rzucające się w oczy były szybkie i brawurowe jazdy konne Napoleona. Cesarz galopował przez pola w takich miejscach, że nawet jego przewodnik, kamerdyner Schingge, miał wątpliwości, czy uda się je przebyć konno.

 

Pojawił sie przede mną smolarz Rosenbaum ze wsi Dolina. Z jego opowiadań ważny jest tylko opis polowania z nagonką,  które zarządził cesarz. Smolarz opowiadał tak. W okolicy wsi Dolina,  gdzie do dziś oglądać można miejsce zwane fotelem cesarskim, urządzono polowanie z nagonką. Dla Napoleona przygotowano miejsce otoczone ławami ziemnymi, które pokryto mchem. Cesarz stał tam w otoczeniu najbliższej świty. Zwierzynę w kierunku stanowiska cesarskiego naganiano pierw z jednej, a  potem z drugiej strony. Robili to ludzie wynajęci na miejscu i dodatkowo zawołani z Przezmarka, było ich wielu. Odstrzelono wtedy dużo saren i innej dziczyzny. Czy cesarz sam coś upolował, nie jest mi wiadomo.

 

Stanął przede mną sołtys Eichel ze wsi Olbrachtowo i opowiedział. W czasie pobytu Napoleona w Kamieńcu byłem pracownikiem folwarcznym w Dolinie. Zlecono mi dostarczanie wody do łazienki cesarza. Cesarz kąpał się dwa razy dziennie, przed południem i po południu. Przynosiłem wodę do pałacu, a w przedpokoju odbierała ją ode mnie służba.  Pracę tą wykonywałem 8 dni, potem zastąpił mnie inny człowiek. Podczas obecności Napoleona w Kamieńcu pojawił się w okolicy oddział 50 czarnych huzarów pruskich. Pewien człowiek z Jerzwałdu albo Siemian doprowadził ich tajnymi ścieżkami do jeziora Koszolek (tłum. dziś już nie istnieje) w pobliżu osady Piaski (tłum. przy wsi Kamieniec). Tam czarni huzarzy zalegli w gęstwinie leśnej. Jeden z nich przywdział na siebie zniszczoną odzież  chłopską i nocą przyszedł do mieszkającego w Piaskach myśliwego Wolffa. Czarny huzar w przebraniu zapytał Wolffa, w jaki sposób można dokonać napadu na pałac w Kamieńcu i uprowadzić cesarza Francuzów. Myśliwy Wolff przekonał go, że jest to zupełnie niemożliwe z powodu silnych i pewnych  straży pałacowych. Wtedy huzarzy odeszli jak przyszli, tak samo cicho i tymi samymi ścieżkami. Czy śmiałkami dowodził jakiś oficer, tego nie wiem. W tym samym mniej więcej czasie w lesie między jeziorami Januszewskim i Czerwica zebrało się 12 rozproszonych żołnierzy rosyjskich. Od tego czasu miejsce to nosi nazwę rosyjski lasek. W gęstwinie leśnej żołnierzy zbudowali szałas. Kradli żywność z okolicy i dokonywali napadów rabunkowych. Gdy porwali pewnemu smolarzowi byka, zostali odkryci. Złodzieje starali się pomieszać ślady na świeżo spadłym sniegu. Na kończyny bydlęcia nałożyli buty z cholewami, każdy kalosz w innym kierunku. Zostali jednak odkryci i ujęci przez żołnierzy francuskich, a następnie  uwięzieni w Piaskach. Tam zmuszeni zostali do pracy przy wznoszeniu obozu (jenieckiego?). Stało się to konieczne, bo okoliczne lasy były niebezpieczne, gdyż grasowali w nich żołnierze rosyjscy. Pewnego razu, gdy prowadziłem dwóch Francuzów z Doliny do Heydemuhle (tłum. na południowy zachód od Fabianek), byłem świadkiem jak jeden z nich został postrzelony i obrabowany przez Rosjanina. Drugi Francuz uciekł. Ranny zmarł trzy dni później in Heydemuhle, gdzie bezskutecznie ratował go dr Leonhardi. Rosjanie zaczajali się na Francuzów, ale nigdy nie atakowali i nie robili krzywdy miejscowym. Oprócz tego zawiązała się w lesie grupka złożona z dwóch żołnierzy rosyjskich, sołtysa z Siemian o nazwisku Machholz i dwóch rezerwistów  z regimentu piechoty. Dwaj ostatni byli synami królewskiego podleśniczego Schilke z obwodu Siemiany. Grupa ta urządzała zasadzki na Francuzów i zabijała ich. Proceder ten uprawiali długi czas, aż do chwili, gdy zostali zdradzeni. Francuzi  otoczyli ich w pobliżu Iławy i zastrzelili.

 

Doniesienie  poniższe pochodzi od królewskiego myśliwego Schnigge i brzmi tak. My, ówcześni parobcy z Doliny, otrzymaliśmy rozkaz od urzędników z Kamieńca, aby ukryć w lesie młode  konie pańskie. Co też uczyniliśmy. Nocą trzymaliśmy zwierzęta w starej pasiece w wielkim lasku (tłum. dosłownie laszku). Francuzi ich nie znaleźli.

 

 

podpisano Alfred von Auerswald

 

Starosta Królewski Powiatu Suskiego.

 

 

 

„Nachrichten  über den Aufenthalt des französischen Kaisers  Napoleon I. in Finckenstein im Jahre 1807“.

 

 Napoleon in Finckenstein von Dr. Erich Joachim. Im Auftrag des Burggrafen und Grafen Georg zu Dohna - Finckenstein. Berlin 1906

 

 

 

(tłum. Kazimierz Madela Jerzwałd 77)

Media

Powrót na górę