plbgcsdanlenetfrdehuitkklvltnororuskessvuk

czwartek, 10 listopad 2016

Moje dobrzyckie wspomnienia - Irena Truszkowska

Dobrzyki, przed wojną Weinsdorf, po 1945 roku Winowo, później Dobrzyki. Jest
jedną z największych wsi w gminie Zalewo. Głównym zajęciem mieszkańców jest
rolnictwo. Wiele osób dojeżdża do pracy w pobliskich zakładach w Zalewie, takich jak:
Polirol, Dam - Rob, Lech - Drób i innych. Kiedyś też dojeżdżano, ale autobusami PKS,
które z trudnością mieściły chętnych z biletami miesięcznymi. Sporo pracowało wtedy w
garbarni, Metalowcu, GS, POM, SKR.
Opowieść zacznę w momencie, kiedy mieszkańcy Weinsdorf w mroźne,
styczniowe dni 1945 roku w pośpiechu musieli opuścić swoje domostwa. Ich przodkowie
zakładali wieś już w XIV wieku, o czym świadczy zachowany akt nadania z 1304 roku
wydany przez komtura w Dzierzgoniu, na ręce lokatora Wiganda. Wróćmy do 20 stycznia
1945 roku. Do Weinsdorf wtargnęli Sowieci, gwardia 5 Armii Pancernej 2 Frontu
Białoruskiego, pod dowództwem marszałka Rokossowskiego. Posterunki wojsk ulokowano
w szkole oraz budynku później zamieszkałym przez rodzinę Paczkowskich. Część ludności
samowolnie uciekła, inni czekali na opieszałą decyzję władz. Ci, którzy zostali, przeżyli
gehennę. Żołnierze palili, grabili, strzelali do niewinnych, deportowali w nieznane. Byli
mieszkańcy Weinsdorf, odwiedzający obecnie swoją rodzinną wieś, przywożą ze sobą
smutne wspomnienia. Dobrzyki często odwiedza Gunter Kamiński. Jako dziecko uciekł z
rodziną na zachód, rodzina przeżyła bolesną tragedię w czasie ucieczki. Do tego spalono
ich nowy dom. Siegfried Krause, nieżyjący już wielki miłośnik tej wsi, często tu bywał.
Założył stronę internetową poświęconą swojej wsi - Weinsdorf. Jedyna obecnie
autochtonka, Małgorzata Bochno (z domu Cyrson), chętnie wspomina dawne dzieje, kiedy
chodziła przed wojną do tutejszej szkoły. Nie zdążyli uciec, kiedy na moście radziecki
patrol zrzucił do zamarzniętego kanału jej ojca, który zginął na miejscu. Matka z liczną
gromadką dzieci wróciła do swojego domu pod lasem. Wieś opuścili prawie wszyscy
Niemcy, zostało kilka rodzin, ale i oni wkrótce wyjechali.
Już w maju 1945 r. do Dobrzyk zaczęli przybywać ze wszystkich stron Polski
pierwsi osadnicy. Ludzie o różnych kulturach, zwyczajach. Licznie z woj.
warszawskiego, białostockiego, Podlasia, kieleckiego i z nadania wojskowego. Pierwsi
osadnicy to m. in. rodziny: Śledzikowie, Kobusowie, Wasilewscy, Samarscy. Trochę
później przyjeżdżają do Dobrzyk rodziny: Grodzcy, Truszkowscy, Kotowscy,
Tuszewiccy, Nazarkowie, Zaniewscy, Pruszyńscy, Pieroszczukowie, Kowalczykowie,
Tomczukowie, Dzięgielewscy, Nidzgorscy, Łachańscy, Potorscy, Korzeniewscy,
Kozłowscy, Koskowie, Radkowie oraz inni, których mogłam pominąć. Po przyjeździe
wieś wyglądała smutno, było dużo spalonych budynków, pola leżące odłogiem, zarośnięte
chwastami. Było ciężko, nieraz dokuczał głód. Szerzyły się różne groźne choroby, nawet
tyfus. W okolicach grasowały bandy i szabrownicy, głównie z centralnej Polski. Mimo
tych trudności mieszkańcy zaczynali nowe życie. Duża grupa przyjechała w październiku
1945 roku z Bieżunia. Do komisji organizującej wyjazd należał Czesław Potorski, wtedy
wraz z nim przyjechali do Dobrzyk rodziny z tamtych stron. Przybywający wybierali

wolne budynki, zgłaszali to osobie odpowiedzialnej za sprawy organizacyjne we wsi.
Gmina wystawiała dokument do Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, wówczas
osiedleńcy dostawali akt nadania ziemi, budynków maszyn, nawet mebli. Gmina
przydzielała na wieś mąkę, kaszę, chleb i ziarno do siewu. Plon często zjadały myszy.
Była znaczna pomoc z UNRRA (UNRRA - United Nations Relief and Rehabilitation
Administration, czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i
Odbudowy -organizacja międzynarodowa utworzona w 1943 w Waszyngtonie z inicjatywy
USA, Wielkiej Brytanii, ZSRR i Chin w celu udzielenia pomocy obszarom wyzwolonym w
Europie oraz Azji po zakończeniu II wojny światowej - przyp. red.). W 1946 roku wybrano
pierwszego sołtysa, Dzięgielewskiego. Ostatnią grupą osiedleńców byli deportowani w
1947 roku w Akcji „ Wisła" z woj. rzeszowskiego. Upłynęło sporo czasu, by ludzie o tak
różnych kulturach i przyzwyczajeniach mogli się w końcu zintegrować. Założono PPR
(Polska Partia Robotnicza -przyp. red.) i PPS (Polska Partia Socjalistyczna), a w 1948
roku powstała PZPR (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza). Pierwszym sekretarzem
podstawowej organizacji partyjnej w Dobrzykach został Bolesław Szychuda, potem przez
15 lat pełnił tę funkcję Czesław Potorski. Powstała ochotnicza straż pożarna, założona
przez 15 członków. Przez wiele lat naczelnikiem był Czesław Potorski, do 1975 roku, po
nim Władysław Żurawski. W 1947 roku prawie wszystkie gospodarstwa były już
pozajmowane.
Wreszcie wielkie wydarzenie we wsi, grudzień 1947 rok. Po remoncie starych
linii przesyłowych do wsi w końcu popłynął prąd. Z sufitów zawisły żarówki. Dotąd
używano świec i lamp naftowych. Nowoczesność zawitała do zagród, w miarę zamożności
rolników i możliwości rynkowych nabywano sprzęty gospodarstwa domowego i do
produkcji rolnej.
Ważna rzecz, jak na owe czasy, to spółdzielnie produkcyjne, zakładane w całej
Polsce pod przymusem, była taka i w Dobrzykach od 1952 roku. Niechętnie wstępowano w
jej szeregi, rozwiązano ją w 1956 roku. Zmorą tamtych czasów było oddawanie
wyznaczonych przez urząd tzw. planów, każdy musiał oddać za darmo część swoich
zbiorów. Ludzie byli biedni, bardzo im było ciężko, buntowali się, ale po cichu, bo takie
były czasy.
W 1954 roku powołano we wsi G.R.N. (Gromadzką Radę Narodową - przyp.
red.). Pracownicą urzędu była m. in. Halina Łempicka. G.R.N. (do roku 1957 r. -wtedy je
rozwiązano) mieściła się w budynku później zamieszkałym przez rodzinę Frańczuków.
Jan Frańczuk był wieloletnim pracownikiem Rejonu Dróg Publicznych. Był też
pracownikiem punktu bibliotecznego w Klubie Rolnika. W owym czasie, trzeba
przyznać, że pobocza dróg na czas wykaszano i usuwano zbędne krzaki. W tym samym
rejonie pracował również Walenty Krzemiński, który wraz z żoną mieszkał w
malowniczym, zadbanym domku koło sklepu. Jako jedyny w okolicy posiadał telefon, z
którego korzystali sąsiedzi. U żony, pani Anny, chętnie stołowali się miejscowi
proboszczowie, gdyż była doskonałą kucharką. Groby tych dwojga znajdują się na
dobrzyckim cmentarzu.

 

 

We wsi w roku 1950 założono sklep, mieścił się, tak jak przed wojną, w tym
samym miejscu. Budynek zasiedliła rodzina Truszkowskich. W sklepie sprzedawał
Henryk Porowski. Józef Truszkowski miał koło domu małą kuźnię i świadczył usługi
rolnikom, po pracy w G.S. (Gminna Spółdzielnia - przyp. red.) w Zalewie. Później
przeniesiono sklep w inne miejsce, w którym przez długie lata sprzedawała Irena
Sawczuk. Był to sklep zaopatrywany przez G.S., wielobranżowy, w którym obok
podstawowych produktów spożywczych klient mógł kupić naftę, gwoździe, mydło,
śledzie z beczki, krem do twarzy i wiele innych najpotrzebniejszych rzeczy. Gospodynie
sprzedawały w sklepie świeże jajka od własnych niosek. Po Irenie Sawczuk sprzedawał
jej mąż Józef. Jako pierwszy miał we wsi samochód marki Warszawa i świadczył usługi,
czy to na chrzciny, wesela, albo inne wyjazdy.
Na pewno niewielu już pamięta, że pierwsza zlewnia mleka znajdowała się po
byłej poniemieckiej mleczarni, obok posesji Lichaczów. Jeszcze w latach 70. pamiątką
był komin po prężnej niemieckiej mleczarni. Później budowano standardowe zlewnie w
każdej wsi i taka była w Dobrzykach, do której wczesnym rankiem i wieczorem wszyscy
rolnicy dostarczali w konwiach świeże mleko. Przy okazji podyskutowali
0 polityce, pracy w gospodarstwie, wypalili papierosa. Przez długie lata zlewniarką była
Józefa Mazur. Obecnie zlewnię zaadaptowano na mieszkanie z zadbanym obejściem.
Jakoś tak się składa, że w Dobrzykach mieszkali ludzie z dużą inicjatywą.
Przykładem niech będzie „Klub Rolnika". Były to lata 60., młodzież podjęła się
wyremontowania starej poniemieckiej kuźni. Pracowali z myślą, że będą mogli miło
spędzić wolne chwile we własnym gronie. Swojego czasu i wysiłku nie żałowali przy tej
pracy m. in. Leonard Bojarun, Andrzej Fiedorowicz, Ryszard i Jan Madejowie
1 z pewnością wielu innych. Uroczyste otwarcie klubu odbyło się w lutym 1965 roku.
Pierwszą klubową była Barbara Nidzgorska. Pomieszczenie pięknie udekorowano i
nieźle wyposażono. Było radio, adapter, później telewizor, świeża prasa do poczytania na
miejscu. Na ścianach wykonane przez uczniów dekoracyjne obrazki. Za małą ladą stała
gospodyni i parzyła niesamowicie pachnącą kawę, sprzedawała słodycze i oranżadę.
Wieczorami zajęte były wszystkie stoliki. Dzieci, oczywiście miały zakaz
przesiadywania, dlatego było to dla nas bardzo magiczne i tajemnicze miejsce. Sołtys i
inne ówczesne organizacje wiejskie organizowały zebrania, kursy, prelekcje, spotkania
ze znanymi osobami. Długo wspominano sylwestrowe zabawy, sobotnie potańcówki.
Przyjeżdżało kino objazdowe, wtedy to robiło się ciasno. Wcześniej szkoła udostępniała
pomieszczenia na niektóre, ważniejsze spotkania. Działał punkt biblioteczny. Wspomnę
też inne panie, które pracowały w klubie. Najdłużej Janina Frańczuk, była ostatnią
klubową. Warto wspomnieć, że też pięknie szyła. Wtedy kobiety chętnie nabywały
materiały i szyły na miarę, tym samym wykazywały dużą kreatywność. Nieco krócej
pracowały Janina Twardowska i Lilianna Wieczorek. Wcześniej wiejskie potańcówki,
albo większe zabawy były w starej poniemieckiej tancbudzie naprzeciw szkoły, zostały
po niej jeszcze schody. Albo w starej remizie strażackiej.

telefonów, był tylko w szkole, u sołtysa i na plebanii Jeśli było jakieś ważne urzędowe
powiadomienie, wówczas mieszkańcy przekazywali je formie karteczki, tak od sąsiada do
sąsiada przekazywano sobie. Bardzo miły sposób i okazja do wypicia herbaty. Najczęściej
wysługiwano się dziećmi.
Jak w każdej wsi, tak i w Dobrzykach istniało K.G.W. - Koło Gospodyń
Wiejskich. Prawie wszystkie kobiety ze wsi i okolic przychodziły na spotkania.
Zapraszano instruktorki od gotowania czy szycia. Fachowcy prowadzili kursy
nowoczesnej hodowli drobiu, uprawy warzyw, sadownictwa. Przewodnicząca corocznie
wiosną rozprowadzała zamawiane wcześniej przez członkinie pisklęta drobiu. Hodowało
się wtedy niemało. Panie nie tylko pracowały, potrafiły też się zabawić. Organizowały z
OSP zabawy taneczne, a zysk przeznaczały na cele koła, chociażby zakup dużego serwisu
obiadowego na wiejskie wesela. Huczne były we wsi dożynki na koniec żniw. W
ludowych strojach kobiety prezentowały przez siebie zrobione dożynkowe wieńce, przy
tym śpiewały regionalne pieśni. Młodzież szkolna brała też czynny udział w tych
uroczystościach, uświetniając je swoimi występami. Działaczkami koła były m. in.
Jadwiga Bujwid, Janina Frańczuk, Anna Chanas, Stanisława Jobczyk, Stanisława Bojarun,
Lilianna Wieczorek.
W ciągu 30-lat zmienił się wygląd wsi. Wiele się budowało, znikały chaty ze
strzechami, a stawały nowe domy z cegły, wygodne, nowoczesne z łazienkami, kryte
dachówką. Budynki - to niemal żywy zapis dziejów wsi. Niektóre niskie, parterowe,
skromniejsze, ale otynkowane i zadbane, te budowano wcześniej, w latach 60. Takie
domy stawiali Słomiany, Płatek, Klinicki, Kowalski, Stefanowski, Śledzik, Stefanowski.
Późniejsze budynki są już piętrowe i znać, że wieś stawała się

 

 

telefonów, był tylko w szkole, u sołtysa i na plebanii Jeśli było jakieś ważne urzędowe
powiadomienie, wówczas mieszkańcy przekazywali je formie karteczki, tak od sąsiada do
sąsiada przekazywano sobie. Bardzo miły sposób i okazja do wypicia herbaty. Najczęściej
wysługiwano się dziećmi.
Jak w każdej wsi, tak i w Dobrzykach istniało K.G.W. - Koło Gospodyń
Wiejskich. Prawie wszystkie kobiety ze wsi i okolic przychodziły na spotkania.
Zapraszano instruktorki od gotowania czy szycia. Fachowcy prowadzili kursy
nowoczesnej hodowli drobiu, uprawy warzyw, sadownictwa. Przewodnicząca corocznie
wiosną rozprowadzała zamawiane wcześniej przez członkinie pisklęta drobiu. Hodowało
się wtedy niemało. Panie nie tylko pracowały, potrafiły też się zabawić. Organizowały z
OSP zabawy taneczne, a zysk przeznaczały na cele koła, chociażby zakup dużego serwisu
obiadowego na wiejskie wesela. Huczne były we wsi dożynki na koniec żniw. W
ludowych strojach kobiety prezentowały przez siebie zrobione dożynkowe wieńce, przy
tym śpiewały regionalne pieśni. Młodzież szkolna brała też czynny udział w tych
uroczystościach, uświetniając je swoimi występami. Działaczkami koła były m. in.
Jadwiga Bujwid, Janina Frańczuk, Anna Chanas, Stanisława Jobczyk, Stanisława Bojarun,
Lilianna Wieczorek.
W ciągu 30-lat zmienił się wygląd wsi. Wiele się budowało, znikały chaty ze
strzechami, a stawały nowe domy z cegły, wygodne, nowoczesne z łazienkami, kryte
dachówką. Budynki - to niemal żywy zapis dziejów wsi. Niektóre niskie, parterowe,
skromniejsze, ale otynkowane i zadbane, te budowano wcześniej, w latach 60. Takie
domy stawiali Słomiany, Płatek, Klinicki, Kowalski, Stefanowski, Śledzik, Stefanowski.
Późniejsze budynki są już piętrowe i znać, że wieś stawała się

W krajobrazie i życiu mieszkańców Dobrzyk istniał kanał, może nawet
podświadomie, ale głęboko. Był tu od zawsze, nikt się naprawdę nie zastanawiał, po co i
kto go wykopał. Zwano go nieco światowo, Kanał Elbląski. W latach 70. spławiano jeszcze
nim drewno, pływały żaglówki. Kto tylko mógł, podążał na most, aby to zobaczyć. Potem
jakby zamarł ruch. Ale tętniło życie na brzegu. Latem, w gorące dni, rozkładano w
dostępnych miejscach koce i plażowano, nawet rodzinnie. Przy kanale były łąki, bydło i
konie dla ochłody też zażywały wodnych relaksów. Była w nim zazwyczaj nieco brudna
woda, ale nikogo to nie zrażało. Kąpiele były jednak niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci
bez opieki. Kilka osób utopiło się.
Za kanałem jest dobrzycki cmentarz. Było we wsi takie powiedzenie, czy kogoś
czasami nie wywieziono za kanał? Tak trochę żartobliwie o pogrzebie mówili starzy ludzie.
Nad kanałem zostały też resztki cmentarza niemieckiego. Trzeba przyznać, że wyjątkowo
ładne miejsce przeznaczono kiedyś na wieczny spoczynek. Jeszcze w latach 60. i 70. cały ten
zarośnięty plac zapełniały piękne, granitowe nagrobki. Jeśli ktoś potrafił, odczytywał
nazwiska i epitafia. Dla miejscowych cmentarz ten to było miejsce święte, nikt nie naruszał
spokoju zmarłych. Dopiero władze gminne „odpowiednią" uchwałą (z 31 stycznia 1972 r. o
likwidacji ewangelickich, nieużywanych cmentarzy, m. in. w Dohrzykach -przyp. red.)
doprowadziły do wielkich zniszczeń, zwłaszcza przez kamieniarzy.
Latem młodzież po zamknięciu klubu wędrowała na most, dokończyć dyskotekę.
Leciały fajne piosenki z magnetofonu kasetowego, nie wiadomo skąd zdobyte, a cenne.
Deep Purple, Led Zepellin, Cat Stevens, T. Rex. Takiej słuchaliśmy muzyki na moście i nie
tylko tam. Jakoś i na alkohol nikt nie miał.specjalnie apetytu. Lubiliśmy czasem w 10 osób
wypić jedno wino Mistella, wystarczyło! Wszystko nas cieszyło, tak na trzeźwo, wspólne
wakacje po wielu miesiącach nauki, piękne, ciepłe lato. To są moje niezapomniane
wspomnienia beztroskich lat, mocno związane z kanałem, mostem i Dobrzykami.
Domyślam się, że tak było zawsze i tak jest też teraz. Czas, a przede wszystkim wspólne
inicjatywy dla dobra wszystkich* Pómoc w najpilniejszych pracach rolnych, młocki,
wykopki. Wspólne imprezy kulturalne, wesela i pogrzeby. Wszystkie te sprawy powoli
zbliżały i integrowały tę małą społeczność.
Opisałam dzieje powojennych Dobrzyk ze strzępków wspomnień jej
mieszkańców. Może niektórzy po przeczytaniu poczują niedosyt. Z pewnością pominęłam
wiele nazwisk, wiele ważnych wydarzeń. Nie istnieją żadne zapiski, poginęły kroniki.
Ludzka pamięć też jest ulotna.


Irena Truszkowska


wspominali:

Krystyna Truszkowska, Anna Chanas, Stanisława Markiewicz, Zdzisław Grodzki

(lipiec -wrzesień 2015)

Czytaj dalej...